Medytacja 6: Tajemnica domu

 

Refleksja o rodzinie przywołuje również myśl o domu i o mieszkaniu. Niemal codziennie słyszę słowo „dom” lub „mieszkanie” i niemal codziennie te słowa wypowiadam. Jako człowiek wierzący myślę o dwóch domach. Jeden to dom Boga, a drugi to dom człowieka.

Zbawcze wydarzenia, które rozważam w radosnych tajemnicach różańca dokonują się najpierw w domu ludzkim (zwiastowanie i nawiedzenie), potem poza domem, w grocie betlejemskiej (narodzenie), a w końcu w domu Boga, w świątyni (ofiarowanie i znalezienie). W pewnym sensie jest to jakiś opis drogi człowieka. Zaczyna się ona w ziemskim mieszkaniu, w którym spędzam ziemskie życie, potem, gdy kończy się życiowa pielgrzymka, trzeba to mieszkanie pożegnać, a celem całej wędrówki jest dojście do domu Ojca w niebie.

Wszystko, co na tej ziemi przypomina o domu Ojca czy też o mieszkaniu, jakie Jezus dla nas przygotował w domu Ojca, jest czymś niezwykle cennym, nawet jeśli są to proste czynności, jak uczynienie znaku krzyża. O takim doświadczeniu chciałem opowiedzieć w tej kolejnej medytacji rekolekcyjnej.

Wejść do domu Boga i powrócić do świata

Zacznijmy tę medytację od naszych doświadczeń związanych z wchodzeniem do domu Boga, którym jest kościół i wychodzeniem z niego. Trudno byłoby mi zliczyć, ile razy, jako kapłan, byłem pytany, czy trzeba się żegnać wodą święconą tylko przy wejściu do kościoła, czy także wyjściu z niego. Długi czas odpowiadałem, że zarówno w jednym jak i w drugim przypadku zalecone jest żegnanie się, gdyż znak krzyża jest modlitwą, a potrzebuję jej, gdy wchodzę do domu Boga, jak też gdy wychodzę z niego. Jedno i drugie doświadczenie łączy się z sakramentem chrztu. Wspomnienie tego sakramentu jest prośbą o oczyszczenie, gdy wchodzę do kościoła, a także prośbą o życie łaską chrztu na co dzień, gdy wychodzę z kościoła. Sam tak czyniłem i zachęcałem innych do takiej praktyki.

Po wielu latach nastąpiła zmiana. Wynikła ona z pogłębionej refleksji nad sakramentem bierzmowania. Z tej refleksji zrodziła się potrzeba wprowadzenia drugiego znaku, który byłby równorzędny w stosunku do znaku wody. Ponieważ noszę w sobie zarówno niezatartą pieczęć chrztu, jak i niezatartą pieczęć bierzmowania, więc uznałem, że nie wystarczy jeden znak, aby wyrazić dwie rzeczywistości. Miałem i mam świadomość, że u progu mojego wchodzenia w bycie chrześcijaninem, przeżyłem dwie szczególne interwencje Boga w Trójcy Świętej Jedynego w moje życie, najpierw, gdy przyjmowałem chrzest, a potem gdy przyjmowałem bierzmowanie. Chciałem więc pamiętać równorzędnie o jednej i drugiej pieczęci duchowej, nie pomniejszając żadnej z nich.

Pomocą w tej refleksji o dwojakim darze Boga był także prosty, a równocześnie bardzo wymowny znak wchodzenia ze świata, w którym żyję, do domu Boga, a następnie wychodzenia z domu Boga, aby wrócić do tej ziemskiej rzeczywistości. Nie było trudno skojarzyć, że to pierwsze doświadczenie bardziej wyraża łaskę chrztu, a to drugie bardziej wyraża łaskę bierzmowania. Choć w obydwu tych sakramentach jest pełnia darów Boga, to jednak nie są one tożsame. Nie byłoby sensu udzielania dwóch sakramentów, gdyby ten drugi nic nowego nie wnosił w życie człowieka. Jeżeli zaś bierzmowanie, podobnie jak chrzest, wycisnęło na mojej duszy niezatarte znamię, ofiarowało mi niewyobrażalnie wielki dar, to chcę o tym darze pamiętać również w wymiarze widzialnego znaku.

Jaki ten znak ma być? Odpowiedź na to pytanie wymaga choćby krótkiej refleksji teologicznej i liturgicznej o tych dwóch sakramentach wtajemniczenia chrześcijańskiego.

Łaska chrztu i łaska bierzmowania

Znakiem sakramentu chrztu jest polanie głowy człowieka wodą lub zanurzenie tego człowieka w wodzie przy wypowiedzeniu odpowiednich słów. Brzmią one tak: „N. Ja ciebie chrzczę w imię Ojca i Syna, i Ducha Świętego”. Słowo „chrzczę” oznacza „zanurzam”. Człowiek zostaje zanurzony w wewnętrznym życiu Trójjedynego Boga. Jest to udział w synostwie Bożym Jezusa Chrystusa. Tylko On jest Synem i tylko w Nim można zostać dzieckiem Bożym. Jezus przez swoje zbawcze dzieło wyrywa nas z niewoli grzechu pierworodnego i czyni nas dziećmi Ojca niebieskiego mocą Ducha Świętego. Włącza nas przez to również w wielką rodzinę dzieci Bożych.

Wyrwanie z niewoli zła i całkowite oddanie się Ojcu, to pierwotny dar chrztu. Określa on również podstawowe działania człowieka w całym jego życiu. Każdego dnia trzeba potwierdzać i rozwijać w sobie stanowczość w odrzuceniu zła i radykalizm w oddaniu się Ojcu. Zasadnicze znaczenie w tym procesie duchowym ma sakrament pokuty, ale ważną rolę spełnia również prosty znak żegnania się wodą święconą. To znak oczyszczenia i zanurzenia. Prosimy o oczyszczenie z grzechów i prosimy o pełniejsze zanurzenie w Bogu, zjednoczenie z Chrystusem, aby w Nim i przez Niego, mocą Ducha Świętego, jeszcze pełniej oddać się Ojcu niebieskiemu.

Taki udział w życiu Bożym owocuje oczywiście także miłością bliźniego. Każdy, kto jest dzieckiem Bożym, uczy się kochać wszystkich jak braci i siostry. Uzdolnienie do takiej miłości jest już człowiekowi ofiarowane w sakramencie chrztu. Jednak świat, do którego człowiek, jako dziecko Ojca niebieskiego, ma się udać, jest dotknięty złem i zdolny do najgorszego. Co więc czyni Ojciec?

Ojciec niebieski posyła najpierw swego Syna, którego namaszcza Duchem Świętym, aby On stawił czoła wszelkiej postaci zła istniejącego w świecie, aby On wziął na siebie ludzkie cierpienia i problemy, aby okazał każdemu człowiekowi miłość posuniętą aż do oddania życia i to w największych męczarniach.

Kiedy teraz Ojciec niebieski posyła swoje dzieci do świata, w którym nadal istnieje zło, ofiarowuje im specjalny dar, mianowicie sakramentalne zjednoczenie z Jezusem, który został jako pierwszy posłany. Namaszcza tym samym Duchem swoje dzieci, aby tenże Duch dał ochrzczonemu nowy, szczególny dar zjednoczenia z Jezusem, który jako Pierwszy i Jedyny poszedł do świata z taką mocą miłości, która jest w stanie pokonać zło. Ten dar został nam udzielony w sakramencie bierzmowania i nosimy go w sobie nieustannie, niezależnie od wieku i stanu ducha.

Ojciec niebieski ofiarował nam więc w sakramencie chrztu dar zjednoczenia z Jezusem, jako Jego Synem, abyśmy mieli udział w Jego boskim życiu, a następnie ofiarował nam w sakramencie bierzmowania dar zjednoczenia z Jezusem, posłanym do świata, abyśmy mieli udział w dokonanym przez Niego dziele zbawienia i abyśmy z Nim i Jego metodami przemieniali doczesną rzeczywistość. Dokładniej mówiąc to On sam w nas i przez nas dokonuje tego dzieło. Ono bowiem przerasta ludzkie siły. Może do wypełnić tylko ktoś, kto ma w sobie większą mądrość, większą moc i większą miłość niż jakikolwiek człowiek i wszyscy ludzie razem wzięci.

Zanurzenie i namaszczenie

Skoro sakramentu chrztu udziela się przez polanie lub zanurzenie, a sakramentu bierzmowania przez namaszczenie krzyżmem, dlatego te dwa znaki, a nie tylko jeden, mogą pełniej wejść w życie religijne chrześcijanina. Tak się stało w moim przypadku.

Przy wejściu do domu Bożego, do kościoła, żegnam się wodą święconą. Jest to krótka modlitwa, w których staram się wyrazić Bogu najpierw wdzięczność za to, że uczynił mnie swoim dzieckiem. Dziękczynienie, z którym łączy się zdumienie i uwielbienie, jest przeżyciem, które towarzyszy prostemu gestowi przeżegnania się przy wejściu do kościoła. Im bardziej uświadamiam sobie, jak wielki dar otrzymałem, im bardziej wpatruję się w najlepszego Ojca, który jest w niebie, w Jezusa Chrystusa, który dał mi udział w swoim byciu Synem, w Ducha Świętego, który mieszka we mnie jako Duch Ojca i Syna, tym bardziej moje dziękczynienie płynie z głębi serca. W przeżyciu tym nie może też zabraknąć prośby, gdyż codziennie potrzebuję obmycia z grzechów i codziennie noszę w sobie pragnienie głębszego wejścia w wewnętrzny świat Trójcy, w tę miłość Ojca, Syna, i Ducha Świętego. Choć nie jestem i nigdy nie będę godny tak wielkiej łaski, to jednak uznaję prawdę, że tajemnica chrztu się dokonała i dzieckiem Bożym jestem.

Wejście do kościoła, który jest domem Boga po tak przeżytym znaku krzyża, jest jakby kontynuacją tego doświadczenia. Chrzest jest bowiem „zanurzeniem” w Bożym świecie, a ten Boży świat zostaje jakoś przybliżony i ukazany w znakach w każdym kościele. Wchodzę więc w tę atmosferę obecności Boga, Maryi, Aniołów i Świętych, w tę prawdę wyrażoną w znaku ołtarza i ambony, konfesjonałów i drogi krzyżowej. To dom mojego Ojca, a więc także mój dom.

Ta droga „zanurzenia” w tajemnicy Boga osiąga swój szczyt w przeżyciu Eucharystii. Tu doświadczam rzeczywistości Bożego życia, tu odnawia się i pogłębia moje „bycie dzieckiem Ojca w Jezusie Chrystusie mocą Ducha Świętego”, tu dotykam rzeczywistości nieba, choć dzieje się to jeszcze na ziemi pod osłoną znaków.

Zupełnie inne przeżycia towarzyszą mi przy wychodzeniu z kościoła. Nie jest to bynajmniej zwyczajne wyjście, gdyż zakończyła się jakaś celebracja lub moja prywatna modlitwa. Dzieci Ojca niebieskiego nie wychodzą z Jego domu w taki sposób jak z sali kinowej czy z zakładu pracy.

Tu powraca prawda o sakramencie bierzmowania, o tajemnicy posłania. W krótszej lub dłuższej refleksji przypominam sobie prawdę, że Ojciec posłał swego Syna na świat namaszczając Go Duchem Świętym. Teraz mnie posyła. Nie pozwoli mi odejść nie udzielając wszystkich darów, jakie mi są potrzebne, by wypełnić powierzoną mi misję. Przeżywam tę prawdę również dlatego, że często widzę, jak rodzice dbają o to, aby ich dziecko nie wychodziło z domu, nie mając wszystkiego, co mu jest potrzebne tam, gdzie się udaje, np. do szkoły. Ojciec niebieski daje mi inny dar, ten, którym napełnił swego Syna, mianowicie dar Ducha Świętego. Namaszcza mnie Nim przede wszystkim w Eucharystii, a chwila rozesłania przypomina o tym bardzo wyraźnie.

Choć główny dar otrzymałem w czasie Eucharystii czy osobistej modlitwy, np. adoracji, to jednak doceniam również drobny szczegół, jakim jest znak przypominający bierzmowanie, przeżyty przy wychodzeniu z kościoła. Ponieważ jednak przy wyjściu z kościoła nie ma małego naczyńka z krzyżmem lub z poświęconym olejem, abym mógł odwołać się do tego znaku, dlatego wspomnienie bierzmowania ogranicza się do takiego znaku krzyża na czole, jaki uczynił biskup, gdy mnie bierzmował. Reszta dzieje się w sercu. Jest to, podobnie jak przy wspomnieniu chrztu, najpierw dziękczynienie i uwielbienie. Czynię ten gest od wielu lat i moje zdumienie nieustannie rośnie, że Bóg obdarzył mnie tak niezwykłą łaską, jaką jest sakrament bierzmowania. Znak krzyża jest prosty i trwa krótko, ale chcę w nim wyrazić bardzo wiele.

Nie wiem, czy w przedsionkach kościołów pojawią się małe naczyńka z watą nasączoną olejem krzyżma, ale mam nadzieję, że w miarę odkrywania znaczenia sakramentu bierzmowania w życiu człowieka taki znak się pojawi. Jego wprowadzenie nie jest trudne. Wystarczy małe naczynie, trochę waty i kilka kropel krzyżma. O wiele więcej wysiłku wymaga wyjaśnienie symboliki tego  znaku.

W refleksji tej nie opisuję znaków związanych z przeżywaniem sakramentu święceń, sakramentu małżeństwa czy też daru konsekracji. Temat ten powróci na dalszych etapach wędrówki po różańcowym szlaku. Teraz, gdy odwołuję się do zbawczych wydarzeń, rozważanych w radosnych tajemnicach różańca, przeżywam  prawdę o narodzinach, byciu dzieckiem, życiu we wspólnocie dzieci Bożych. Z tych przeżyć pada szczególne światło dla pogłębionego rozumienia tajemnicy chrztu, w której narodziliśmy się do życia dzieci Bożych.

Mój dom, moje mieszkanie

Rozważany temat ma swoje odniesienie także do mieszkania ludzi ochrzczonych i bierzmowanych. Tak jest w moim przypadku. Mam cztery ściany, w których mieszkam jako ktoś ochrzczony i bierzmowany. Jestem świadom, że dary te określają moją chrześcijańską tożsamość. To, że w Chrystusie jestem dzieckiem Bożym, jest czymś większym niż to, co ofiarowali mi rodzice w darze zrodzenia, choć wszystko, co otrzymałem przez ich pośrednictwo, jest wielkim skarbem. To, że w Chrystusie jestem posłany do świata, jest czymś większym niż jakakolwiek moja ludzka tylko działalność w świecie. Czy w drobnej czy w wielkiej sprawie, jaką podejmuję, najpiękniejsze jest to, że jest w niej Chrystus. To, co On wnosi w tę moją aktywność jest najcenniejsze, najpiękniejsze i największe, choć ma zupełnie inną naturę. On niczego nie robi za mnie ani nie narusza w niczym mojej wolności.

Pragnę o tej prawdzie stale pamiętać, ciągle do niej wracać i nieustannie nią żyć. Dlatego mam w mieszkaniu dwa naczynia. Jedno z wodą święconą, a drugie z krzyżmem. Gdy wychodzę z domu, by iść do moich zajęć i spotykać innych ludzi, wspominam moje bierzmowanie i czynię na czole znak krzyża świętym olejem. Wiem, że moc bierzmowania jest we mnie także wtedy, gdy o niej nie myślę, ale dlaczego mam o niej nie myśleć. Fakt, że jestem bierzmowany to nie drobiazg, czy jakaś drugorzędna rzecz. To jeden z największych skarbów, jakie noszę w sobie.

Gdy więc wychodzę pierwszy raz z domu, namaszczam czoło świętym olejem czyniąc znak krzyża. Przeżywam podobne dziękczynienie, uwielbienie i prośbę, o jakich wspominałem przy opisie wchodzenia do kościoła.

Czymś zupełnie nowym w stosunku do wcześniejszych moich praktyk, jest żegnanie się wodą święconą przy powrocie do domu, szczególnie tym ostatnim w ciągu dnia. Przez całe lata mojego kapłańskiego życia, gdy miałem w mieszkaniu tylko naczynie z wodą święconą, żegnałem się nią przy wychodzeniu z domu, ale do głowy mi nie przyszło, aby się żegnać po powrocie do domu.

Kiedy jednak pojawił się drugi znak, przypominający bierzmowanie, dokonała się swoista rewolucja w tej prostej praktyce. Ten szczegół okazał się najtrudniejszy, najdłużej się go uczyłem i najwięcej musiałem szukać uzasadnień, aby czynić taki znak. Jednak w miarę jak rosło znaczenie dwóch znaków krzyża, przypominających o dwóch sakramentach, będących fundamentem mojego chrześcijańskiego życia, żegnanie się wodą święconą przy ostatnim powrocie do domu, po południu lub wieczorem, stało się jednym z pięknych spotkań z Ojcem, Synem i Duchem Świętym. Spotkanie to trwa kilkanaście sekund, ale wymagało i nadal wymaga godzin, miesięcy i lat przemyśleń i refleksji, a także pytań i poszukiwań.

W żegnaniu się wodą święconą przy wracaniu do mieszkania, szczególnie po wypełnieniu dziennych zajęć, łączy się także z prośbą, aby Ojciec niebieski przyjął mnie kiedyś w mieszkaniu, które Jezus przygotował dla mnie w Jego domu. Jest to także prośba, aby moje mieszkanie przypominało mi o domu Ojca. Dla osób żyjących w rodzinie może to być również pomoc w przeżywaniu prawdy, że ich mała wspólnota jest domowym Kościołem.

Pytania

Kończę nie tylko tę medytację, lecz całe miesięczne rekolekcje. Pytania, które sobie stawiam dotyczą więc nie tylko ostatnich pięciu dni, lecz także całej rekolekcyjnej drogi.

– Pierwsze medytacje dotyczyły tajemnicy Boga w Trójcy Świętej Jedynego, a w sposób szczególny objawienia się Ojca, Syna, i Ducha Świętego w tajemnicach zwiastowania, nawiedzenia, narodzenia, ofiarowania i znalezienie. Jaki obraz Ojca niebieskiego ukazuje mi się w tych tajemnicach? Co szczególnego chce mi powiedzieć Jezus, który objawia o sobie prawdy bardzo podstawowe? Czy jestem wrażliwy na działanie Ducha Świętego, który jest obecny we wszystkim, co dotyczy Ojca i Syna?

– Druga część medytacji dotyczyła rodziny. Była kolejną, różańcową refleksją o rodzinie i modlitwą w intencji rodzin. Co chciałbym powiedzieć Bogu o swojej rodzinie i innych rodzinach na zakończenie rekolekcji? Czy dobra nowina o rodzinie, w której mieszka Chrystus i która jest domowym Kościołem, odgrywa ważną rolę w moim doświadczeniu życia rodzinnego? Czy myślenie o tej prawdzie rodzi we mnie nadzieję i wdzięczność wobec Boga, czy też obok tych przeżyć jest także niepokój i lęk spowodowany tym, że nie zawsze moja rodzina dorasta do tej prawdy?

– Jak często wracam myślą do sakramentów chrztu i bierzmowania? Jakie praktyki, przeze mnie przeżywane, przypominają mi o tych wielkich darach Boga? Czy znak krzyża, wykonywany przez mnie przy wejściu do kościoła i wyjściu z niego, jest dla mnie tylko rytualnym, często niedbale wykonanym gestem, czy też jest czynnością angażującą moje serce? Co myślę o propozycji dwóch znaków, przypominających o tych dwóch sakramentach, przedstawionych w ostatniej medytacji?